Dziś wielki dzień. Jeden z tych ulubionych przeze mnie momentów, kiedy dokładnie w jednej linii ustawiają się cztery obiekty: Słońce, Księżyc, Ziemia i ja. Z astronomicznego punktu widzenia niby nic - całkowicie przewidywalne zjawisko bez wiekszego znaczenia naukowego. Dla mnie jednak, amatora-obserwatora niezwykły spektakl.
Pobudka 0630. Zęby, kawa, ciuchy na cebulkę i w drogę. Korek. Zapomniałem, że dla wszystkich innych ludzi to jest zwykły poranek w korku. Gdy sobie uświadomiłem po przejechaniu 500 metrów od domu, że dalszą drogę spędzę w tłoku skomentowałem to jednym, krótkim, ale niosącym wiele emocji przekleństwem. Mimo wszystko już o 0730 jestem na Forcie Grodzisko. Najpierw wchodzę na wzniesienia na którym stoi „Stół Napoleona”. W tym momencie tam, gdzie powinno wschodzić Słońce była nieprzenikniona szarość.
Pobudka 0630. Zęby, kawa, ciuchy na cebulkę i w drogę. Korek. Zapomniałem, że dla wszystkich innych ludzi to jest zwykły poranek w korku. Gdy sobie uświadomiłem po przejechaniu 500 metrów od domu, że dalszą drogę spędzę w tłoku skomentowałem to jednym, krótkim, ale niosącym wiele emocji przekleństwem. Mimo wszystko już o 0730 jestem na Forcie Grodzisko. Najpierw wchodzę na wzniesienia na którym stoi „Stół Napoleona”. W tym momencie tam, gdzie powinno wschodzić Słońce była nieprzenikniona szarość.
Po chwili stania w tym miejscu zrozumiałem, że długo tego nie wytrzymam. Było wprawdzie tylko -5 st.C, ale wiało niemiłosiernie. Ruszyłem wzdłuż schronów na północ, by po chwili dojść do szczytu Góry Gradowej i schować się przed wiatrem za krzyżem [jak trwoga to do Boga :-)]. Tam przestałem kolejne półtorej godziny wpatrując się w znikającą chwilami w zamieci panoramę Gdańska.
Najlepiej przy takiej pogodzie stać tyłem do wiatru. W związku z tym widok miałem przeważnie taki:
Około 0915 przejaśnienia [nie jestem pewnien, czy ich sobie nie wyobraziłem] dały nadzieję na to, że ujrzę jeszcze Słońce tego przedpołudnia.
Maksymalna faza zaćmienia miała miejsce o 0933 i wtedy postanowiłem przenieść się spod krzyża w okolice Stołu Napoleona. Tam okazało się, że nie jestem jedynym maniakiem wypatrującym tego pięknego poranka dziury w chmurach.
Reasumując stałem pod krzyżem na mrozie w zamieci śnieżnej bite trzy godziny i nawet nie zobaczyłem Słońca. Za to z nudów dużo w tym czasie rozmyślałem. I przyszło mi do głowy takie oto pytanie: Ile czasu trwałaby w takich warunkach „obrona krzyża” przed Pałacem Prezydenckim? Czy dłużej niż te moje trzy godziny? Mając sporo czasu, sam sobie oczywiście odpowiedziałem na to pytanie. Wszystko zależy od tego, co jest lepszym izolatorem: moher, czy polar.
W ostatniej chwili przed opuszczeniem przez mnie fortu chmury zajaśniały. Już, już myślałem, że to jest ta chwila, dla której marzłem przez trzy godziny... ale nieeee!
W ostatniej chwili przed opuszczeniem przez mnie fortu chmury zajaśniały. Już, już myślałem, że to jest ta chwila, dla której marzłem przez trzy godziny... ale nieeee!
Niestety tym razem nie miałem szczęścia do pogody podczas zaćmienia, ale ostatnie kilka zaćmień i innych zjawisk nie dość, że widziałem, to jeszcze udało mi się całkiem znośnie zarejestrować. Jeśli jesteś zainteresowany zapraszam do GALERII
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz